Józef Inglot

Piekarnia Józefa Inglota była kiedyś jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc w Głogowie Małopolskim. Jej tradycje dzisiaj kontynuuje piekarnia Gminnej Spółdzielni „SCH”.

Urodził się 20 grudnia 1893 r. w Łańcucie w wielodzietnej rodzinie Jana i Katarzyny Inglotów. Jego ojciec prowadził własny zakład stolarski i naturalnym było, że młody Józef w przyszłości również podejmie się wykonywania tego zawodu. Tak też się stało, po skończeniu szkoły powszechnej młodzieniec rozpoczął naukę w ojcowskim warsztacie.

W lecie 1914 r., gdy Józef Inglot miał 20 lat, wybuchła I wojna światowa. Wcielony do wojska austro-węgierskiego trafił do twierdzy Przemyśl. Miasto otaczał łańcuch kilkudziesięciu fortów skutecznie blokujących nieprzyjacielowi dostęp. Józef Inglot bardzo szybko znalazł się na pierwszej linii frontu. Wojska rosyjskie po raz pierwszy zaatakowały twierdzę 3 października 1914 r. Bronił jej 128-tysięczny garnizon, który skutecznie odparł atak.

Twierdza Przemyśl stała się austriacką wyspą na terenie Galicji zalanej przez wojska carskie. 5 listopada rozpoczęło się drugie oblężenie, tym razem Rosjanie otoczyli ufortyfikowane miasto całkowicie. Obrońcy byli zdani tylko na te zapasy żywności i amunicji, które posiadali w magazynach. Porcje jedzenia były sukcesywnie zmniejszane, tak że żołnierze i mieszkańcy cierpieli głód. Mimo to cały czas odpierali rosyjskie ataki. Wreszcie, 20 marca 1915 r., po 173 dniach obrony, dowódca twierdzy gen. Herman Kusmanek podjął dramatyczną decyzję o kapitulacji. Cała załoga austriackiej twierdzy trafiła do rosyjskiej niewoli. Jednym z tych żołnierzy był Józef Inglot.

Jak pisze we wspomnieniach o swoim ojcu Jan Inglot, trafił on najpierw na stepy dzisiejszego Kazachstanu, a mniej więcej po pół roku przewieziono go do guberni charkowskiej, gdzie otrzymał przydział do pracy w gospodarstwie rolnym u bogatego chłopa. Sytuacja początkowo była stabilna, lecz po dokonaniu rewolucji przez bolszewików w 1917 r. wybuchła wojna domowa, która wprowadziła w Rosji chaos. Józef Inglot był świadkiem walk pomiędzy bolszewikami a tzw. białymi generałami. W grudniu 1918 r. do wsi, w której Józef mieszkał przybył oddział Armii Czerwonej. Był mróz, więc żołnierze porozlokowywali się po chłopskich chatach.

W nocy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Gospodarz polecił Józefowi otworzyć, ponieważ obcy grozili wrzuceniem do środka granatu. Napastnikami byli białogwardziści, którzy przystąpili do bezwzględnego mordowania żołnierzy bolszewickich. Józef przyglądał się tym brutalnym mordom z przerażeniem. Niewątpliwie rzeź była dla niego wstrząsającym wydarzeniem, dużo gorszym niż miesiące przeżyte w oblężonej twierdzy, czy na stepach Kazachstanu.

Do Polski wrócił dopiero w 1925 r. Minęło już 11 lat od chwili, kiedy pożegnał się z rodzicami udając się na front. Niestety, więcej ich nie ujrzał, mógł odwiedzić tylko ich groby. Do pracy w stolarni nie powrócił. Przed śmiercią jego ojciec przekazał ją innemu synowi. Z kłopotu wybawiła go najmłodsza siostra Kazimiera, będąca żoną łańcuckiego piekarza Ignacego Kwiatka. Józef Inglot zaczął u niego praktykować i po kilku latach uzyskał dyplom najpierw czeladnika, a następnie mistrza piekarskiego.

Zdj2fot. Po prawej Józef Inglot, obok Marian Rudolf, zdjęcie zrobiono w piekarni Inglota w okresie II wojny światowej.

Mając już odpowiednie umiejętności i właściwe dokumenty Józef Inglot zaczął rozglądać się za miejscem, w którym mógłby otworzyć własną piekarnię. W gazecie znalazł ogłoszenie rzeszowskiego piekarza Jana Babuli, który szukał chętnych do dzierżawy kilku piekarni, między innymi w Głogowie Małopolskim. Inglotowi odpowiadała ta oferta i od 1936 r. rozpoczął on działalność w naszym mieście.

Piekarnia ta mieściła się w południowo-zachodnim narożniku rynku, w budynku dzisiejszego hotelu „Lider”. Nie bez powodu wychodząca z tego narożnika ulica nazywa się Piekarską. Na parterze budynku znajdowały się pomieszczenia do wyrobu ciasta i wypieku chleba oraz sklep od frontu, a na piętrze były pokoje mieszkalne. Inglot miał więc mieszkanie i zakład pracy w jednym miejscu.

Po przybyciu do Głogowa ponad czterdziestoletni już kawaler zaczął szukać żony. Szczególnie pięknie wystrojone głogowianki można było zobaczyć na niedzielnych mszach w kościele. Tam też Józef wypatrzył trzydziestojednoletnią Kazimierę Małodobrą. Poznali się i wkrótce pobrali. Owocem tego związku jest trzech synów: Jan, Stanisław i Kazimierz. (fot. 3)

Zdj3fot. Józef Inglot z synem Kazimierzem.

W Głogowie działała jeszcze druga piekarnia prowadzona przez żydowską rodzinę Birnfeldów. Dlatego Józef Inglot nad wejściem umieścił napis „Piekarnia katolicka”, chcąc w ten sposób przyciągnąć klientów wyznania chrześcijańskiego. Gdy nastał trudny okres II wojny światowej Inglot był zmuszony do wypieku kontyngentu chleba dla Niemców. Gdy Głogów z kolei zajęła Armia Czerwona w jego piekarni za dnia wypiekali chleb Rosjanie, a on robił to w nocy.

Józef Inglot prywatnie piekarnię prowadził do 1952 r., później przejęła ją Gminna Spółdzielnia „SCh”. Przez jakiś czas pracował jako jej kierownik, ale w 1957 r., po odwilży październikowej, gdy otworzyła się szansa na powrót inicjatywy prywatnej, uruchomił nową piekarnię w rynku we wschodniej pierzei. Prowadził ją do 1972 r. Chleb z piekarni Inglota jadła więc połowa mieszkańców Głogowa Małopolskiego.

Józef Inglot zmarł 20 czerwca 1973 r. Spoczywa na cmentarzu parafialnym na Piasku.

Robert Borkowski