Stanisław Jaworski

Chociaż Stanisław Jaworski nie urodził się w Głogowie, to w głogowskim cmentarzu na Piasku znajduje się jego grób. Był z wykształcenia prawnikiem, w naszym mieście pracował jako notariusz w sądzie grodzkim od 1934 r. aż do swojej śmierci w 1948 r.

Urodził się w 1876 r. w szlacheckiej rodzinie jako syn Jana i Marianny z domu Szebesta. Jego ojciec był matematykiem, profesorem gimnazjalnym w Nowym Sączu, Tarnowie i Bochni. Syn zdał maturę w Tarnowie, po której postanowił wstąpić na wydział prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jako sędzia pracował w Tarnowie, Ropczycach, Nisku i Rzeszowie. Zapotrzebowanie na notariusza w nieodległym od Rzeszowa Głogowie sprawiło, że będąc już na emeryturze, zdecydował się dojeżdżać do miasteczka i podjąć się nowych obowiązków w notariacie działającym przy tutejszym sądzie grodzkim.

Stanisław Jaworski pracuje w biurze notariatufot. W narożnej dobudówce do dawnego budynku sądu w Głogowie Młp. mieścił się notariat, w którym pracował Stanisław Jaworski.

W Archiwum Państwowym w Rzeszowie zachował się cały zbiór dokumentów z wieloma sprawami, którymi się zajmował. Był niezwykle ceniony, zarówno jako sędzia, jak i notariusz. Słynął ze swojej uczciwości. Jego wnuczka, Teresa Mastalska-Chwiejczak, dzieląc się ze mną wspomnieniem dziadka, opowiada: Pamiętam kłótnię dwóch braci Żydów, Weintraubów lub Weinsteinów, synów właścicielki sporego sklepu z artykułami żelaznymi i domu przy zachodniej stronie rynku. Jeden z nich, mieszkający z matką chciał koniecznie objąć cały majątek, do czego nie miał żadnych podstaw, bo matka nie zostawiła żadnego rozporządzenia ostatniej woli. Nie znał widać mego Dziadka, bo zjawił się u nas raz z wielkim koszem, na wierzchu tego kosza leżały dorodne jabłka. Na zapytanie Dziadka o powód przyjścia oznajmił, że przyszedł prosić, aby pan rejent tak załatwił dla niego sprawę, iżby został jedynym spadkobiercą, a za tę przysługę prosi o przyjęcie owego kosza. Nie widziałam Dziadka tak wzburzonego. Kazał się temu człowiekowi natychmiast wynosić, sam mu drzwi otworzył. Oświadczył krótko, że nie jest do kupienia, spadek będzie przeprowadzony lege artis […]. Dosłownie trząsł się z oburzenia.

Jest to jeden z wielu zachowanych w jej wspomnieniach obrazków o dziadku. Wielką próbą siły i charakteru okazały się dla Stanisława Jaworskiego czasy II wojny światowej. Aby uniknąć zbyt częstego dojeżdżania do Głogowa, zdecydował się wynająć w miasteczku dom. Mimo trwającej zawieruchy wojennej, notariat w Głogowie cały czas funkcjonował. Niemcy wprowadzając na terenach okupowanej Polski rządy wojskowe, zupełnie zignorowali kwestie związane z regulowaniem spraw spadkowych. Stanisław Jaworski wykorzystując fakt, że ma dostęp do ksiąg wieczystych, nadal działał, a miejscowa ludność korzystała z jego usług przez cały okres wojny.

Jak twierdzi jego wnuczka, Stanisław Jaworski był społecznikiem. Nigdy nie odmawiał, gdy zwrócono się do niego o pomoc. Pamięta, że jej dziadek pomagał przetrwać wojnę znajomym w Rzeszowie. Jeździł tam co tydzień z różnego rodzaju aktami i postanowił dostarczać znajomym masło, trudno dostępne w Rzeszowie, natomiast w rolniczym Głogowie łatwiejsze do kupienia. A wiadomo, że tłuszcz odgrywa istotną rolę w sytuacji niedoboru żywności. Kontrabanda była zabroniona, dlatego Jaworski zdecydował się na pewien podstęp. Zawijał masło w pergamin i rozwałkowywał do wielkości arkusza papieru. Taki pakunek wkładał do teczki z aktami i ruszał w drogę. Gdy zrobił to po raz pierwszy, jego wnuczka z niepokojem wyczekiwała jego powrotu. Okazało się, że Niemcy na rogatkach Rzeszowa kontrolowali wjeżdżających. Kazali notariuszowi otworzyć teczkę, lecz nie zauważyli sprytnie zakamuflowanego pakunku.

Tak wierny literze prawa człowiek, w obliczu bezprawia wojny, odważył się łamać okupacyjne nakazy. Łamał niemieckie prawo zresztą i w inny sposób – wspomina jego wnuczka, która pomagała mu w pracy kancelaryjnej – sporządzając akty notarialne o treści wyraźnie obchodzącej przepisy wydane przez rząd Generalnego Gubernatorstwa, a raz nawet, zupełnie świadomie popełniliśmy oboje fałszerstwo. Chodziło o podrobienie metryki urodzenia matki Stanisława Jaworskiego, której nazwisko miało brzmienie niemieckie. Jaworski nie chcąc, aby Niemcy zmusili go do podpisania volksdeutsch listy, wspólnie z wnuczką sporządził nową metrykę, w której zamieścił już spolszczone nazwisko matki.

Kiedy w 1944 r., w jesieni, już w wyzwolonej od Przemyśla do Rzeszowa Polsce – wspomina dalej pani Teresa – budowałam drogę dla wojska, Dziadek urzędował jak za dawnych czasów, ludzie potrzebowali odpisów, pełnomocnictw. Został również wykładowcą prawa na organizowanych w Rzeszowie kursach. Uważano go za bardzo dobrego specjalistę, który świetnie potrafi dostosować się do zmieniającego się w Polsce prawa. Nowe władze tak mu ufały, że nawet nie zauważyły, iż wywodzi się ze stanu szlacheckiego.

Stanisław Jaworski zamierzał wyjechać za rodziną, która po wojnie osiedliła się we Wrocławiu. Chciał jeszcze załatwić parę nieskończonych spraw. 31 sierpnia 1948 r. przechodził ze swoją nieodłączną teczką przez głogowski rynek. Nagle zatoczył się i upadł. Zabił go zawał serca.

Robert Borkowski