Religia stanowiła w dawnej Polsce niezwykle silne spoiwo narodu. Nie inaczej było w Głogowie, oczywiście jej oddziaływanie było lokalne, lecz przejawiało się w każdym aspekcie życia. Ludzie skazani na różnego rodzaju zagrożenia jak choroby, głód, kataklizmy, pożary czy wojny, szukali opieki i wsparcia w modlitwie do Boga.

Przekładało się to na wzrost pobożności i niezwykły szacunek oddawany Najwyższemu. Skutkowało to częstymi decyzjami wybierania kapłaństwa i poświęcania się przez mieszczan głogowskich służbie Bogu. Wyświęceni księża wędrowali później na różne parafie, lecz bywało, że pragnęli wrócić do rodzinnej miejscowości. Świadczy o tym list napisany 22 września 1705 r. przez ks. Franciszka Piechowskiego wikariusza i koadiutora ze Staromieścia, skierowany do zarządcy majątku Lubomirskich Wojciecha Hołodyńskiego. „Najniższy mój ukłon przesławszy WMM P. i Dobrodziejowi przy wszelakich pomyślnych sukcesach, jako najlepszego na długie czasy życzę zdrowia – pisał F. Piechowski. – [...] Piszę a to ratione plebanii głowowskiej, więc tedy za nóżki ściskam WMM Pana i Dobrodzieja, uniżenie upraszam [...], abyś WMM Pan i Dobrodziej auxiliarem podać manum, słudze swemu do otrzymania wzwyż pomienionej plebanii głowowskiej, a ja jako zawsze zwykłem Boski Majestat za WMM Pana i Dobrodzieja błagać i do końca zgonu życia mego nie zapomnieć". Ks. Piechowski chciał wrócić między swoich bliskich do Głogowa, a Hołodyński spełniający w imieniu Lubomirskich funkcję kolatora, był jedynym, który mógł mu w tym pomóc.

    Głogowianie chętnie wstępowali również do zakonów. Na przykład Marcin Mikulski na początku lat 20. XVIII w. wstąpił do rzeszowskiego zakonu reformatów. Wiemy o tym dzięki zapisowi w księdze wójtowskiej z dnia 6 listopada 1725 r. Rodzeństwo Mikulskiego, brat i siostra dysponowali jego częścią spadku po ojcu, przeznaczając go „na dług w Warszawie, który był [zaciągnął] w kontuszu jeszcze będąc na świecie". Mikulski chadzając w kontuszu, czyli w świeckim stroju, postanowił na którymś etapie swojego życia złożyć śluby zakonne i zostać reformatem. Innym głogowianinem, który przywdział habit był Kazimierz Żeglicki. Skończył on rzeszowskie kolegium pijarów, a następnie sam został zakonnikiem. Początkowo uczył w Rzeszowie, lecz później stanął na czele kolegiów w Chełmie i leżącym na Spiszu Podolińcu. W 1754 r., dzięki wsparciu Urszuli Lubomirskiej, utworzono nowe kolegium pijarów w Warszawie, a prowadzenie go powierzono właśnie Żeglickiemu. W zakonie przyjął on imię Arnulfa od Serca Jezusa i zasłynął jako wydawca ostatniego tomu „Volumina legum" zawierającego konstytucje sejmowe oraz zbioru sentencji i przysłów „Adagia polonica".
    Pobożność mieszczan widoczna jest również w zapisach testamentowych. W akcie ostatniej woli Walentego Jarońskiego z 1780 r. czytamy, „iż mi przyjdzie kiedy umrzeć [...] przeto co do duszy należy, tę przez świętego anioła stróża mego przyczyną, św. Walentego patrona, w ręce Boga Wszechmogącego oddaję, ciało zaś ziemi i zgniłości aby było [...] pochowane". Dalej Jaroński następująco podzielił swoją gotowiznę: „Jmścią księdzom misjonarzom zł sześć, co uczyni zł 102 (wcześniej na intencję odprawiania za jego duszę modlitwy ofiarował głogowskim misjonarzom 96 zł), do Leżajska oo. bernardynom zł 91, do Rzeszowa oo. bernardynom zł 91, też do Rzeszowa oo. reformatom zł 91". Zapisywanie kwot pieniężnych różnym zakonom było symbolem religijności, ponieważ uważano, że te pieniądze daje się samemu Bogu.
    Przy parafii głogowskiej działały trzy bractwa religijne. Pierwsze zostało założone przez mieszczanina Marcina Mazanka, którego fundację wspomogła Urszula Lubomirska. Drugie było bractwo różańcowe, a jego fundacja pochodziła z sum różnych kapitałów ulokowanych nawet w Rzeszowie. Trzecie bractwo nosiło wezwanie św. Anny i jego kapitał był ulokowany pomiędzy mieszczan głogowskich. Pleban parafii otrzymywał z kapitału należne procenty, a w zamian świadczył członkom bractw dodatkową opiekę duszpasterską. Na przykład wobec bractwa różańcowego miał następujące powinności: „W każde uroczyste święto Chrystusa Pana, takie jak święto Narodzenia, Obrzezania i inne, także we wszystkie święta Błogosławionej Dziewicy Marii, mszę śpiewaną z uwzględnieniem Sanctissimi odprawić przy ołtarzu różańcowym. Na każdy kwartał nazajutrz po każdym święcie Błogosławionej, odprawić mszę śpiewaną z Requiem i udzielić rozgrzeszenia".
    W trosce o życie religijne mieszkańców Głogowa, Urszula Lubomirska sprowadziła w 1762 r. księży misjonarzy. Było ich trzech, przybyli z Brzozowa i przeprowadzili w mieście misje. Wówczas powstał pomysł, aby osiedlić ich w Głogowie na stałe, by od tej pory mogli regularnie prowadzić nauki misyjne. Lubomirska wybudowała dla nich kościół, dom mieszkalny oraz budynek rekolekcyjny. Misjonarze przejęli także obowiązki, które sprawował proboszcz głogowski, a więc przejęli pod swoją pieczę trzy kościoły, własny pod wezwaniem św. Wincentego a Paulo i św. Urszuli, kościół farny i kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny na Piasku.
    W kościele farnym każdy głogowski cech posiadał swój ołtarz, a w statucie cechowym określono obowiązki związane z należytą opieką nad ołtarzem. Do jednych z nich należało dbanie, aby przed ołtarzem paliły się świece. Zazwyczaj zajmowali się tym młodzi rzemieślnicy, którzy na zmianę w każdą niedzielę i święto ustawiali i zapalali świece. Statut regulował również sprawy związane z odpowiednim strojem rzemieślników: „By żaden z braci wyznaczonych do świecenia świec przy mszy św., nie ważył się przychodzić w obdartej i obszarpanej sukni" (braćmi nazywano członków cechu, natomiast suknia oznacza okrycie). Wdziewano wtedy najlepsze ubrania, tak aby reprezentować się jak najokazalej. W święta cechowe, gdy obchodzono dzień patrona, wszyscy członkowie cechu obowiązkowo udawali się na mszę św. Jeśli któryś zaniedbał tego obowiązku, musiał zapłacić karę do skrzynki cechowej. Głogowskie cechy dawały również oprawę uroczystości wielkanocnej i procesji Bożego Ciała, strzelając na wiwat z broni palnej. Później oprawę tę przejęła straż pożarna.
    Ks. Maurycy Turkowski, głogowianin z pochodzenia, zapisał w kronice diecezjalnej: „Głogów, małe miasteczko, ale dużo księży daje, można powiedzieć, że jak Kraków w kościoły, tak ono w księży obfituje i to dobrych i pobożnych". Tak duża ilość powołań, była skutkiem żarliwości religijnej i pobożności mieszkańców Głogowa.


Robert Borkowski

 

 

Zdjecie 02

Dawni mieszkańcy Głogowa wierzyli, że woda ze studni na Piasku ma właściwości uzdrawiające, aby ją chronić wzniesiono specjalny budynek. Wiązało się to z kultem maryjnym sięgającym początków XVIII w.